Jestem strasznie zmęczona i mam jeszcze masę nauki, wiec to będzie szybki post. Chciałam zdać Wam sprawozdanie z mojego weekendu spędzonego we Wrocławiu. Byłam na dwudniowych warsztatach z wizażu prowadzonych przez pana Jarka. Tak, z facetem wizażystą. Powiem Wam, że świetnie się z nim pracowało. Malowałyśmy na kosmetykach ArtDeco, IsaDora, Pupa i Smashbox. Ale zaczynając od początku. Sobota zaczęła się paskudnie.
Sobota
Zaczęło się okropnie, chyba za to, że piątek 13tego był wczoraj i ominął mnie ze względów mojego lenistwa. Najpierw zaspałyśmy z dziewczynami, w dodatku spadła taka ilość śniegu że nie byłyśmy w stanie jechać szybciej niż 30 km/h przez trasę ok. 20 km. Zajęło nam to godzinę, w trakcie drogi koleżance przypomniało się że nie wzięła portfela. Jej mama nam go dowiozła na stację benzynową. Zabrakło płynu do spryskiwaczy, więc w środku pola kiedy wiatr niósł podmuchy ze śniegiem dolewałyśmy go. Ja nie wzięłam rękawiczek, a tylko ja wiedziałam gdzie trzeba wlać ten płyn. Koleżanka (właścicielka samochodu) kilka dni wcześniej skręciła kolano i z gipsem nie mogła nam pomóc. Jak wjechałyśmy na autostradę to dzwoni koleżanka z drugiego samochodu, że mieli wypadek. Wpadli w poślizg i uderzyli w krawężnik, odpadło całe koło. Czekali na transport. Po dojechaniu do Wrocławia musiałyśmy zaczekać 2h żeby zacząć kurs, aż tamte dziewczyny dojechały. Zabawa trwała w najlepsze, makijaż dzienny i wieczorowy wyszedł wspaniale.
Jednak byłyśmy tak zmęczone, że nie mogłyśmy stać na nogach. Po 10h malowania nie mogłyśmy trafić do hotelu, przez godzinę plątałyśmy się po mieście. Po instrukcji 3 taksówkarzy dotarłyśmy. Teraz siedzę w pokoju brzydkim jak noc, za oknem jeżdżą tramwaje, a pokój jest nieogrzewany (na zewnątrz jakieś -5 stopni). Ale za to warsztaty okazały się owocne.
Niedziela
Tym razem trafienie do celu zajęło nam „tylko” 30 minut. Wszystko szło w miarę gładko. Tematyką był makijaż ślubny, więc poznałyśmy też elementy makijażu fotograficznego. Zabawa z kamuflażem była naprawdę fascynująca. Nazwałyśmy go photoshopem w kremie. Makijaże wyszły bajeczne, nawet w brew regułom.Udało nam się nawet obalić twierdzenie, że panna młoda w brązie wygląda mdło i smutno. Po wszystkim krótka sesja zdjęciowa, której efekty pokażę Wam już niedługo. A na dobre zakończenie dostałyśmy produkty z ArtDeco w prezencie za dobrą pracę i miłą atmosferę. Baza pod cienie, sypki podkład mineralny, korektor pod oczy i tusz do rzęs. Zdjęcia zdobyczy już niedługo.
A Wam jak minął ten cudowny weekend? Na pocieszenie dodam, że śnieg nie stopniał, ale droga powrotna obyła się już bez przygód.
O kurcze, rzeczywiście weekend pełen wrażeń..ale najważniejsze, że jesteś zadowolona z kursu :)
OdpowiedzUsuńFajny blog! Chyba zaczęłyśmy pisać w tym samym czasie! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńkristi- jak najbardziej zadowolona. ;) Jak się ma pecha to trwa cały dzień, a czasami i dłużej.
OdpowiedzUsuńDiamacra- dziękuję ;)
A ja cały weekend byczyłam się w domku Takie warsztaty to bardzo interesująca rzecz.
OdpowiedzUsuńo matko, kochana:) szczerze Ci współczuję ! niestety, ale jak pech to pech i wszystko się sypie naraz.. Cieszy mnie, że jednak zakończyło się dobrze i w ogóle , że byłaś na Warsztatach- super że się rozwijasz:) w takim razie teraz możemy tylko czekac na efekty, zdjęcia i makeupy!!:)
OdpowiedzUsuńZdjęcia i makeupy z pewnością się pojawią kiedy w końcu zacznę posiadać więcej czasu i światła dziennego w moim grafiku. ;) Na razie wracam do domu kiedy jest już ciemno i warunki do pstrykania są marne.
UsuńHeheh przeżycia to ty masz :P
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa tych produktów z ArtDeco