niedziela, 29 kwietnia 2012

TAG- 11 pytań do... Dusiołkowej!


Dzisiaj z racji pogody wybywam zaraz na spacer, ale szybciutko dzielę się z Wami TAGowymi pytaniami. Miły, przyjemny i lekki TAG trafił do mnie od Aliss, dzięki Kocie. J



Krótko o zasadach:
1. Po przeczytaniu 11 pytań zadanych przez Tagera ,odpowiadamy na wszystkie na swoim blogu.
2.Następnie wybierasz 11 osób,które tagujesz i zamieszczasz linki do nich.
3. Tworzysz 11 nowych pytań, na które będą musiały odpowiedzieć osoby otagowane.
4.Powiadom osoby przez ciebie wybrane ze zostały otagowane.
5. Daj taga osobom , które jeszcze go nie miały.


O co mnie Aliss zapytała?
1. Kiedy mniej więcej zaczęłaś się malować?
W liceum dopiero. Bardzo długo nie potrzebowała nic więcej niż tylko lekki krem tonujący i tusz do rzęs. Dopiero na studiach przeszłam straszliwą metamorfozę w kosmetykomaniaka.
2.  Jakie kolory przeważają w Twoim zbiorze cieni do powiek?
Rozpiętość i różnorodność kolorów jest duża, ale głównie są to róże i fiolety, których sama chętnie używam do makijażu dziennego. Wszystko przez moje zielone oczy.
3. Jaki zabieg (domowy/profesjonalny) sprawia, że czujesz się dopieszczona i odprężona? :)
Zdecydowanie PEDICURE. Kiedy moje stopy są zadbane i gładkie świat od razu wydaje mi się lepszy. Ogólnie jestem przewrażliwiona na punkcie swoich stóp i mało kto ma prawo ich dotykać.
4. Czy jesteś systematyczna w peelingowaniu/ maseczkowaniu swojego ciała/twarzy?
Moje studia wymuszają na mnie systematyczność. Mikrodermabrazja raz na pół roku, zabiegi na ciało raz w miesiącu, masaż enodermiczny, a może oczyszczanie? Uwierzcie, że nadmiar też może zaszkodzić.
5. Jaki kosmetyk (kolorówka/pielęgnacja) był Twoim największym rozczarowaniem EVER?
Długo myślałam nad tym pytaniem, ale chyba wszelkie produkty do włosów. Nawet te z wyższych półek, każdy z osobna i wszystkie razem mnie rozczarowywały. Pozostawała mi tylko alergiczna, przesuszona skóra głowy, włosy w gorszym stanie niż przed jakąkolwiek kuracją i rozpacz.
6. Gdybyś mogła wejść do Sephory/Douglasa itp. i wybrać sobie jedne, jedyne perfumy, które dostaniesz za darmo, na jaki zapach byś się zdecydowała i dlaczego? :)
Hermes Kelly Caleche! Zakochałam się w tym zapachu już wieki temu, ale jest strasznie słabo dostępny. To mój zapach idealny, kojarzący się z latem, słońcem, gorącym piaskiem i słodkimi chwilami spędzonymi z przyjaciółką.
7. Jesteś bardziej rannym ptaszkiem czy nocnym markiem? :)
Nocnym markiem! Przenigdy z własnej woli nie wstanę przed 9.
8. Patrząc w wstecz- czy kojarzysz najbardziej obciachowy strój w jaki się ubrałaś? ;) Świadomie oczywiście.
Śmieję się na samo wspomnienie. O tak. Potargane jeansy z naszywkami ukochanych zespołów muzycznych, pocięte żyletką,  sukienka w kwiatki i pomarańczowe trampki. Mój strój na pierwszy dzień wiosny.
9. Pończochy samonośne czy doczepiane do pasa? :)
Doczepiane do pasa. Lubię takie drobiazgi.
10. Jakie jest Twoje wymarzone miejsce na spędzenie 2 tygodniowego urlopu? :)
Aktualnie? Jestem tak zmęczona, że potrzebuję po prostu ekskluzywnego hotelu, z drinkami przy plaży, pysznym jedzeniem i leżaka w cieniu jakiegoś drzewka. Jeśli te warunki zostaną spełnione miejsce jest mi zupełnie obojętne.
11. Na co nie jest Ci żal wydawać ostatniego grosza? z kosmetyków (kolorówka/pielęgnacja) oczywiście.. :)
Lakiery do paznokci, zawsze znajdę sobie jakąś wspaniałą wymówkę i muszę je mieć. :D

Moje pytania:
1. Kosmetyk, który jest dla Ciebie odkryciem roku/ dekady/ stulecia?
2. Część ciała z której jesteś najbardziej dumna/podoba Ci się?
3. Gdybyś miała taką możliwość czy zdecydowałabyś się na laserową depilację okolic bikini?
4. Na jaki zabieg gabinetowy skusiłabyś się mając nieograniczone możliwości finansowe?
5. Poprawiłabyś sobie operacyjnie jakąś część ciała?
6. Książka, którą aktualnie czytasz lub masz zamiar przeczytać?
7. Lubisz zimę?
8. Miejsce na świecie, które MUSISZ zobaczyć na własne oczy?
9. Botoks- tak czy nie?
10. Ulubiona marka kosmetyczna i za co ją lubisz?
11. Czy używasz kosmetyków naturalnych i czy ważniejszy jest dla Ciebie skład kosmetyku czy efekt jaki daje?

TAGuję:

Nie będzie 11, żeby każdy miał jeszcze kogo oznaczyć. Jeśli tylko dziewczyny macie czas i ochotę to zapraszam! 

sobota, 21 kwietnia 2012

Mój różowy ukochany, czyli Peach Melba by Natural Collection.


Wiosna zaszumiała mi w głowie, ale jestem. Doba powinna trwać co najmniej 28h! Sama siebie nie lubię za takie długie przerwy, ale słowo potrwa to jeszcze tylko… góra dwa miesiące! A później będzie już z górki.

Dzisiaj, żeby nie zanudzać przedstawię Wam kogoś, kto dołączył do chlubnego miana moich ulubieńców jakieś 2 miesiące temu. A oto i On. Róż, blusher, zwijcie go jak chcecie.



Bez różu na pliczkach czuję się trochę nago, więc nawet kiedy mam dni paszteta(zwrot zapożyczony od Mallenka) muszę się nim maźnąć. Od razu poprawia mi humor.

Kocham go i wielbię, nie ukrywam tego. Idealnie dopasowuje się do mojej bladej skóry, nie podkreśla naczynek. Zwie się Peach Melba z firmy Natural Collection, a przyleciał do mnie aż z UK (Kokosiu pozdrawiam!).

Krótko i treściwie. Za co go kocham?
Za niesamowitą konsystencję. Nie pyli, jest dość zwarty, ale łatwo nabiera się go na pędzel. W dotyku jest aksamitny.

·         Nie robi plan, smug i innych dziwnych rzeczy na polikach. Rozprowadza się bardzo równomiernie.

·         Za pigmentację. Łatwo stopniować efekt, a przy delikatnym pociągnięciu daje już delikatny rumieniec.

·         Za wygodne opakowanie. Ot, odkręcany słoiczek z wkładem. Może nie jest najwyższej jakości jeśli chodzi o materiał, ale dobrze chroni przed uszkodzeniem kosmetyku.

·         Za kolor. Dla mnie idealny. Coś pomiędzy brzoskwinką, a ciepłym, pudrowym różem.

·         Trwałość. Utrzymuje się na mojej buzi przez dobre 8h, ale moja skóra jest raczej sucha więc nie wiem jak sprawdzi się ma innych cerach.  

·         Jest matowy, nie posiada żadnych drobinek ani innych brokatów.

Zdjęcia niestety nie oddają do końca uroku koloru, ale… same zobaczcie.



I na poliku.



Ja daje mu 10/10. Pozostanie pewnie moim ulubieńcem.

A tak na dobry weekend przesyłam Wam dusiołkowe buziaki.



Znacie te kosmetyki? Macie swoich różowych ulubieńców? Podzielcie się.

wtorek, 10 kwietnia 2012

Żel rozświetlający Very Me Peach Me, czyli promienie słońca na skórze.


Ostatnio znów pochłonął mnie mój maziajkowy nałóg. Ze względu na to, że wciąż jestem w trakcie poszukiwania swojego idealnego podkładu to próbuję i próbuję. Cóż, babcia mówiła mi, że lepiej na błędach do celu niż błądzenie po omacku. Więc nadal jestem poszukująca.

Jakiś już czas temu dostałam od Honoraty z Klubu Oriflame do przetestowania kosmetyk, który według moich pierwszych ustaleń i wszelkich przesłanek miał być „żelem rozświetlającym”. Skojarzyło mi się to jednoznacznie, czyli jako rozświetlacz, który można położyć na poliki, ew. nosek. I chyba nie ja jedna się pomyliłam. Czułam się bardzo zawiedziona, kiedy okazało się, że kosmetyk nie daje żadnej „tafli”, a nawet marnego bajorka. Cóż z tego, że tak pięknie pachniał?



 Później przeglądając Internet dowiedziałam się jak prawidłowo zastosować. Zal rozświetlający okazał się być czymś na kształt kremu tonującego, który rozświetla skórę, nadaj jej naturalny i delikatny glow. Skóra muśnięta słońcem. Czyżby?


Od producenta:                                                                                              
Lekki, delikatnie koloryzujący żel doskonale nawilża skórę i nadaje jej promienny zdrowy wygląd. Nadaje kolor i nawilża, dopasowuje się do każdego rodzaju koloru skóry.
Za dużo się nie dowiadujemy. Cóż. Po co konsumentowi jakieś informacje typu zastosowanie? J


Moje wrażenia:

Opakowanie, zapach, konsystencja.
Po otwarciu opakowania zaskoczył mnie ładny zapach. Naprawdę pachnie brzoskwinią, może odrobinę syntetyczną, ale zawsze. Jakoś się z nim polubiłam. Bardzo umila aplikację. Tubeczka jest jednak mało poręczna, bo stoi na zakrętce, co sprawia, że z opakowania czasami coś wycieknie zbyt szybko. Ale desing na całkiem fajny, estetyczny i nie widać na nim śladów palców. Jest dość rzadki, ale nie przeszkadza mi to.



Krycie.
Miał to być krem koloryzujący. Powiedziałabym, że spełnia swoje zadanie. Ładnie wyrównuje koloryt skóry, przy dwóch warstwach ma średnie krycie. Nie oczekiwałam cudów, a zaskoczył mnie.

Efekt
Ostrzegam, jeśli ktoś nie lubi się „świecić” to kosmetyk nie dla niego. Bardziej przeznaczony dla skór suchych. Moja po kilku godzinach zaczyna się delikatnie błyszczeć, a mam duże skłonności do przesuszenia się skóry. Jako bazy pod podkład nie używałam. Raczej jako krem tonujący na filtr kiedy nie miałam czasu na zabawę z nakładanie minerałów. Yh, trochę przeraził mnie efekt na słońcu. Twarz błyszczy się jak posypana miałkim brokatem.



 Jednak zostałam przekonana, że nie wygląda to źle. Sprawdzi się na pewno w lecie, na wypad nad jezioro, na popołudniowy spacer. Wszędzie, gdzie chcemy wyglądać świeżo, naturalnie i może nieco błyszcząco. Zresztą same zobaczcie.  
Skóra wygląda na delikatnie opaloną.  Drobinki dobrze widać w słońcu.



Moja ocena: 7/10


Miałyście może ten krem? Lubicie kosmetyki rozświetlające?  

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Dobre, bo polskie. Czyli moja przygoda z minerałkami Pixie.


Czeeeść, dziewczyny!
Ja naprawdę żyję. Dlatego chociaż raz na jakiś czas będę Wam o sobie przypominać.  Dzisiaj przychodzę do Was z moimi pierwszymi wrażeniami ze stosowania kosmetyków mineralnych. Moja przygoda z nimi zaczęła się już jakiś czas temu i zdążyłam wypróbować kilka marek.

Pierwszy podkład mineralny nie był raczej trafiony i szybko wylądował w pudełku z kosmetykami do oddania. To był jeden z tych kilku produktów, które zraziły mnie do Rimmela. Później był ten z artedeco o którym pisałam TUTAJ. Nie ukrywam, że nadal go używam i bardzo go lubię. Po drodze znalazła się jeszcze marka Lauress, o której też na pewno napiszę. Jednak najbardziej czekałam na paczuszkę z osławionymi już podkładami z polskiej firmy Pixie Cosmetics.



Niestety ich produkty nie są zbyt dobrze dostępne, więc sama wysłałam do pani Sylwii emaila z prośbą, czy byłaby tak miła i udostępniła mi coś z ich szerokiej oferty do testowania. I jakiś czas temu przyszedł do mnie zestaw próbek, z bardzo dużą możliwością doboru kolorystycznego.



Ale od początku. Dzisiaj będzie o dwóch produktach jakie otrzymałam czyli o nowości w ofercie Pixie Cosmetics czyli Complexion Perfector Mineral Powder Foundation(podkład mineralny ) oraz znanym wam już pewnie Immediate Beauty czyli pudrze wykańczającym.

Na pierwszy ogień idzie Complexion Perfector Mineral Foundation.

Od producenta:
Complexion Perfector to  mineralny podkład, zawierający naturalne, zaawansowane technologicznie pigmenty odbijające światło. Unikalna kompozycja zapewnia bardzo dobre pokrycie niedoskonałości, znakomitą przyczepność, satynowo-matowe wykończenie oraz nie powoduje przesuszenia skóry. Podkład ten polecany jest do suchej, normalnej, mieszanej oraz trądzikowej cery. Receptura dodatkowo została wzbogacona w turmalin, aminokwasy sojowe, wosk z jaśminu, estry jojoba oraz skwalan dla jeszcze większego komfortu skóry. (Więcej o samym produkcie i gamie kolorystycznej znajdziecie TUTAJ)

Jak się ma to do rzeczywistości?
1.       Krycie niedoskonałości. W przypadku tego produktu jest raczej średnie. Nakładałam go różnymi sposobami. Na sucho, na mokro, ruchami wcierania, wklepywania, pędzlem typu kabuki i flat top. Efekt nie różnił się od siebie zbytnio. Mi osobiście najbardziej odpowiada mój pędzelek z Hakuro H55, lekko zwilżony i ruchy „stempelkowe”.
Efekt?

Przed i po

2.       Przyczepność. Dobrze trzyma się twarzy, nie ściera się ani nie roluje innych kosmetyków.
3.       Wykończenie satynowo-matowe. Zdecydowanie nie jest to suchy mat, co bardzo mi odpowiada. Duży plus.

4.       Nie przesusza skóry. Nie zauważyłam, żeby miał takie skłonności.

Skład: INCI: MICA, TITANIUM DIOXIDE (CI 77891), SILICA, SODIUM STEARYL FUMARATE, BORON NITRIDE, TOURMALINE, SOY AMINO ACIDS, JASMINUM OFFICINALE FLOWER WAX, JOJOBA ESTERS, ZEA MAYS (CORN) STARCH, HYDROGENATED LECITHIN, HYDROGENATED MEADOWFOAM SEED OIL, MAGNESIUM MYRISTATE, SQUALANE, [+/- (MAY CONTAIN): , IRON OXIDES (CI 77491, CI 77492, CI 77499), ULTRAMARINES (CI 77007), CHROMIUM OXIDE GREENS (CI 77288)]

Ciekawie. Nie zawiera parabenów, ale za to ma w estry jojoba, wosk z jaśminu, aminokwasy sojowe.

Ogólnie? Fajne podkłady mineralne, będą się świetnie sprawdzać latem. Ładnie stapiają się ze skórą i nie czuć ich na twarzy. Nie wysusza. Krycie mają średnie i nie pokryły całkowicie moich naczynkowych problemów, ale moja twarz ma ostatnio gorsze dni. Wszystkiemu winny jest chłodny wiatr.

Daję mu 8/10.


Immediate Beauty Powder

Producent mów:
Czy Twoja cera sprawia wrażenie zmęczonej, pozbawionej wewnętrznego blasku? Jeśli tak, to koniecznie wypróbuj Immediate Beauty Powder. Ów kosmetyk w bardzo dyskretny sposób ożywia i odświeża cerę, dodając jej subtelnego, promiennego, zdrowego blasku. A to wszystko dzięki zastosowaniu w formule unikalnego połączenia zaawansowanych składników, wielowarstwowych, opatentowanych pereł.

Co ja na to?
Używam ciemniejszego odcienia jako bronzera, a jaśniejszego jako rozświetlacza. Pięknie wykańcza makijaż. Nadaje mu blasku. Nie nakładam go na całą twarz, bo nie lubię dużego rozświetlenia. Kiedy pierwszy raz go użyłam, nie było jakiegoś wielkiego „wow”, ale z czasem co raz bardziej go lubiłam. Trochę mało wydajny.
Dostaniecie go w dwóch odcieniach. Ma delikatne drobinki odbijające światło.





Skład: INCI: MICA, SILICA, SODIUM STEARYL FUMARATE, TRIHYDROXYSTEARIN, ISOAMYL LAURATE, ZEA MAYS (CORN) STARCH, HYDROGENATED LECITHIN, HYDROGENATED MEADOWFOAM SEED OIL, SQUALANE, SODIUM HYALURONATE [+/- (MAY CONTAIN): TITANIUM DIOXIDE (CI 77891), IRON OXIDES (CI 77491, CI 77492, CI 77499)]

Moja ocena: 9/10.

Lubicia kosmetyki mineralne? Znacie Pixie Cosmetics? 
- See more at: http://blogujteraz.blogspot.com/2013/02/jak-wstawic-wysuwany-like-box.html#sthash.ZurATCOE.dpuf